Bagaż z przeszłości

Czwarte opowiadanie z Mlecznych Historii, pełne wyzwań i cieni z przeszłości. Marta opowiada o swojej pięknej mlecznej drodze.

Niekorzystna przeszłość położnicza.

Formułka umieszczana przez ginekologów w kartotekach, wywiadach. To gładko brzmiące stwierdzenie oznacza dla mnie podwójną utratę dziecka. Po pierwszej stracie pojawił się u mnie pokarm. Niestety, nikt z personelu medycznego nie uprzedził mnie, że tak się może stać, a dopiero dużo później dowiedziałam się, że można było temu zapobiec przez podanie leków w odpowiednim czasie. Uniknęłabym dodatkowego cierpienia, ale też bólu fizycznego, gorączki i stanu zapalnego.

To był „bagaż”, który nosiłam w głowie podczas trzeciej ciąży. Również w kwestii laktacji. Jednocześnie byłam ciężarną z gatunku edukujących się. Czytałam podręczniki, artykuły w Internecie, uczestniczyłam w dniach otwartych szpitala, warsztatach dotyczących karmienia.

Byłam bardzo zmotywowana do karmienia piersią. I z perspektywy czasu stwierdzam, że tej motywacji dużo zawdzięczam.

Syna rodziłam przez cesarskie cięcię, nieplanowanie, w trzydziestym siódmym tygodniu ciąży, w całkowitym znieczuleniu. Zabrakło więc natychmiastowego kontaktu „skóra do skóry” nawet w tej „cesarkowej” formie stosowanej często podczas porodu w znieczuleniu zewnątrzoponowym. Na szczęście bardzo szybko obudziłam się po narkozie i mogłam przywitać się z Synem. Położna przystawiła mi go do piersi i oceniła, że on od razu „wie, o co chodzi”. I tak minęły nam pierwsze godziny razem. Leżał na mnie, trochę ssał, więcej spał.

Standardowo po cięciu, Syn nocował na sali dla noworodków, gdzie był karmiony mlekiem modyfikowanym. Kolejnego dnia podczas karmienia piersią pojawiły się trudności – łapał sutek zbyt płytko. Domyślam się, że wpływ na to mogło mieć podawanie mu nocą mleka z butelki. Poza tym okazało się, że ma krótkie wędzidełko podjęzykowe, a moje raczej niewypukłe brodawki nie ułatwiały sprawy. Ratunkiem dla nas okazały się nakładki silikonowe – w nich Synowi łatwiej udawało się chwycić prawidłowo pierś. Do domu wróciliśmy już z nawałem (w trzeciej dobie po porodzie). Tu sprawdziły się mrożone liście kapusty. Z samych nakładek korzystaliśmy dość długo, bo około trzy miesiące, ale nadszedł dzień, że przestały być potrzebne.

Dzisiaj Syn ma skończone dziesięć miesiący i wciąż karmię go piersią.

 

Dostrzegam w tym mnóstwo korzyści, oczywiście od walorów zdrowotnych począwszy. Mam pewność, że mleko dostarcza Synowi niezbędnych składników pokarmowych, nie muszę dzięki temu spieszyć się z rozszerzaniem diety. Ale karmienie naturalne to też niesamowita wygoda w dzień i w nocy (o tak, wtedy szczególnie!), gdziekolwiek byśmy nie byli. Duża oszczędność – wystarczy spojrzeć na ceny mleszanek mlecznych. I na koniec najważniejsze: karmienie jest  niesamowitym źródłem bliskości, daje radość i umacnia więź z Synem.

Marta